wtorek, 13 kwietnia 2010

Pojednanie.


Mijają trzy dni od największej tragedii Państwa Polskiego od czasu II wojny światowej. W katastrofie lotniczej ginie 96 osób, w tym prezydent i najważniejsze osoby w państwie. Cała ta historia jest wstrząsająca, a jednocześnie tak nieprawdopodobnie symboliczna.

O uroczystościach upamiętniających 70. lat zbrodni w Katyniu media mówiły od kilku miesięcy. Wiadomo było, że się odbędą. Wydarzenie zainicjował premier Putin zapraszając D. Tuska. Już wtedy oburzyło to niektóre środowiska w Polsce, które wskazywały na pomniejszenie rangi wydarzenia w ceremonii, w której zabraknie najwyższych przedstawicieli władz (prezydentów). Jak się okazało Lech Kaczyński za wszelką cenę (sic...) pragnął polecieć, mimo iż rosyjski protokół dyplomatyczny nie przewidywał powitania głowy RP i oficjalnych spotkań. A więc miała to być uroczystość zamknięta, dla Polaków. Kilka dni po oficjalnej z udziałem obu premierów. Wszyscy prawdopodobnie widzieli w tym geście Miedwiediewa złą wolę i kontynuację polityki antypolskiej. A może po prostu prezydent Federacji Rosyjskiej przeczuwał to co się mogło wydarzyć..?

Katastrofa to może być kulminacyjny punkt aktu pojednania narodów polskiego i rosyjskiego. Choć niespodziewana i tragiczna, to w pewnym sensie wpisuje się w swego rodzaju szerszy proces. Niewątpliwie punktem poprzedzającym ją był fakt pokazania filmu Andrzeja Wajdy "Katyń" w Wielki piątek w rosyjskiej TV (choć na kanale tematycznym o niewielkiej oglądalności). Wysoce symboliczny gest, zważywszy na fakt iż film nie wszedł do dystrybucji w kinach rosyjskich. Po co go pokazano? Chyba nie po to, by ukryć prawdę. Z pewnością ważnymi punktami tego aktu były również spotkania na najwyższych szczeblach Kościółów: katolickiego w Polsce i prawosławnego w Rosji, odbywające się od kilku miesięcy. Wspólne spotkania i modlitwa zbliżają.

Wróćmy jeszcze do samej katastrofy. Oto prezydent wraz ze swoim - bliskim mu środowiskowo - otoczeniem leci do Rosji. Stosunek do tego państwa był bardzo jaskrawym punktem całej, 5-letniej kadencji prezydenta Kaczyńskiego. Stosunek stanowczy, bezkompromisowy, który odzwierciedlał potrzeby elektoratu Prawa i Sprawiedliwości. Był naturalnym spadkobiercą antyrosyjskiego nurtu patriotycznego, jednej z najważniejszych osi kreowania polskiej tożsamości narodowej od XIX wieku po dzień dzisiejszy. Prezydent Kaczyński prowadził politykę bardzo odważną wobec największego sąsiada Polski i Unii Europejskiej, czym mógł się narażać innym czołom politykom UE, nastawionym neutralnie i mniej emocjonalnie wobec Rosji. Nie wahał się poprzeć prezydenta Saakaszwilego w dość kontrowersyjnej wojnie gruzińsko-rosyjskiej. Miał bodaj największy dystans wśród przywódców UE do władz Rosji, być może nawet większy od prezydentów republik nadbałtyckich, których rusofobia powinna być naturalną reakcją po 50 latach przymusowego bytowania w ramach ZSRR.

Kaczyński do Smoleńska leciał by po raz kolejny świadczyć o prawdzie Katynia. O tej prawdzie, którą komuniści zacierali, tej prawdzie, której dzisiejsi Rosjanie nie znali. Nie znali, ale nie znaczy to, że ją podważali. Ich pamięć narodowa jest w trudnej sytuacji, ponieważ władza sowiecka bardzo skutecznie dezinformowała Rosjan ws. Katynia, stwarzając memoriał w niedalekim Chatyniu - wsi spalonej przez nazistów. Po 10 kwietnia 2010 r. bodaj każdy obywatel Federacji Rosyjskiej będzie wiedział czym jest Katyń w pamięci narodu polskiego. Żałoba narodowa wprowadzona na terenie całego kraju z powodu śmierci głowy innego państwa - tego w Rosji do tej pory nie było. Nawet niedawny zamach terrorystyczny na moskiewskie metro, który pochłonął kilkadziesiąt ofiar zakończył się żałobą jedynie w stolicy Rosji.

Nieprawdopodobnie symboliczna historia. Niechętny wobec kraju do którego leci prezydent, na pokładzie samolotu produkcji radzieckiej... Zamiast słów używa krwi, własnej i grupy oddanych mu, bądź zasłużonych i ważnych dla Polski ludzi. Przelana krew w sposób pokojowy, choć niezamierzony - staje się najwyższą ofiarą w imię Prawdy i Pamięci. Taka ofiara rodzi nieprzewidywalne owoce - Rosjanie naprawdę płaczą z powodu niewinno ubitych "Polaczków". Władze kraju stają na wysokości zadania i ogromny kraj, znany w Polsce z anekdot o powszechnym bałaganie, obłudzie i wewnętrznym chaosie robi dużo więcej w sprawie katastrofy niż musi. Jest niespodziewanie sprawny, ale jednocześnie wrażliwy, szczery i mądry. Tysiące kwiatów i zniczy w ambasadzie, polskich kościołach, na miejscu wypadku. Empatia płynąca z serca najwyższych władz, której mogliby się uczyć politycy Europy zachodniej, którzy zdobyli się na listy kondolencyjne.

Za wcześnie by oceniać owoce z drzewa tej nie dającej się ogarnąć tragedii. Niewątpliwie są i mogą - podobnie jak sama katastrofa - zaskoczyć niejednego.

Na koniec krótko o tragicznie zmarłym w wypadku abp. Mironie. Jeżeli szukamy analogii Katyń 1940 - Katyń 2010, to niewątpliwie hierarchę Kościoła prawosławnego należy zestawić z płk. ks. Szymonem Fedorońko, prawosławnym kapelanem WP zamordowanym z polecenia NKWD wraz polskimi oficerami w Katyniu 70 lat temu. Jak przed laty, tak i teraz widzimy, że Katyń to nie jest tragedia Polaków i rzymskich katolików, to tragedia Najjaśniejszej Rzeczypospolitej i Jej obywateli. Polacy muszą o tym wiedzieć.